Wycieczka do gospodarstwa agroturystycznego – galeria zdjęć

Cel naszej poniedziałkowej podróży – gospodarstwo agroturystyczne Ostoja Dziejów w miejscowości Ojcowizna nieopodal Wyszkowa. Położone na skraju lasu, otoczone łanami szumiącego kojąco żyta, zaprasza w swoje progi wszystkich złaknionych wiedzy o wyrobie sera i o codziennym życiu w gospodarstwie wiejskim. Zamieszkujące oborę i stołujące się na pobliskim pastwisku zwierzęta – konie, krowy, koziołek i baranek, ochoczo witają gości – zwłaszcza serwowane przez nich drobne przekąski.

Kasia karmi Benka

Tak też przywitali nas rogaci podopieczni gospodarstwa – koziołek Fredek i baranek Benek. Dowiedzieliśmy się, że Benek wywodzi się z rasy owiec wrzosówek – objętej programem ochrony zasobów genetycznych. Następnym mieszkańcem gospodarstwa, którego spotkaliśmy, był kucyk Koral – jednak tego dnia nie był w najlepszym humorze, więc nie niepokoiliśmy go długo. Największą niespodzianką była obecność dwutygodniowego źrebięcia. Maleństwo, choć jeszcze niepewnie trzymające się na nogach, szczególnie upodobało sobie buty dzieci, dosiadających jego mamę. Przywitanie zwierząt zamieszkujących gospodarstwo nie byłoby kompletne bez wizyty w kurniku. Znaleźliśmy tam m.in. ciekawą kurkę gołoszyjkę i koguta rasy brahma. Bliższa inspekcja kurnika wykazała jednak, że tego dnia kury nie zniosły tam żadnych jajek. Nie zrażeni tym odkryciem, kontynuowaliśmy naszą przygodę w gospodarstwie

Pierwszą czynnością, którą opanowaliśmy był wyrób podpłomyków z własnoręcznie uzyskanej mąki. Najpierw Damian, Kasia, Emila, Małgosia i Patryk z entuzjazmem godnym podziwu pozyskiwali dla nas mąkę w starodawnym stylu – rozłupując pojedyncze ziarna pszenicy w prymitywnym żarnie złożonym z dwóch kamieni. Następnie Damian z Kasią zagnietli dla nas ciasto na podpłomyki – do mąki trzeba było dolać odrobinę wody, tak by ciasto był0 gęste lecz sprężyste po ugnieceniu. Każdy uczestnik wycieczki otrzymał odrobinę ciasta, z którego formowaliśmy swoje podpłomyki.

Ewelina formuje własny podpłomyk

Gotowe placki – najcieńsze w świecie – kładliśmy na rozgrzanej metalowej płycie, pod którą palił się ogień. Teraz trzeba było jeszcze odczekać aż placki zarumienią się z obydwu stron i można było pałaszować własnoręczny wypiek. Przydał się idealnie do kiełbasek z grilla, smalcu ze skwarkami i pysznych kwaszonych ogórków – pierwszego wycieczkowego poczęstunku.

Po posiłku na świeżym powietrzu przyszedł czas na gry i zabawy. Podzieleni wcześniej na trzy drużyny – wilków, niedźwiedzi i jeleni – przystąpiliśmy do udziału w rozmaitych konkurencjach, a zdobyte punkty odnotowywaliśmy na kolorowej tablicy wyników. W międzyczasie można było zwiedzić całe gospodarstwo. Zaglądaliśmy więc jeszcze raz do wszystkich zagród, odpoczywaliśmy w cieniu na ganku, chowaliśmy się przed lejącym się z nieba żarem w kolejnych zabudowaniach gospodarczych. Z jednego z nich wyłoniła się w końcu poczciwa Mućka – kolejna atrakcja tego dnia. Przywitała nas donośnym MUUUUUUU – potwierdzając tym samym całkiem namacalnie to, co tak często powtarzamy dzieciom – że krowa robi muu. Mućka, chociaż od porannego dojenia minęło raptem kilka godzin, przyszła do nas, abyśmy mogli spróbować swoich sił w pozyskiwaniu mleka ze źródła, czyli od krowy. Do tego zadania przystąpili bez wahania Patryk, Dominik, Małgosia, Kasia i Emila. Efekt był godny podziwu – świeże mleko, z którego mogliśmy teraz zrobić własny ser!

Do mleka zagrzewanego w saganku nad ogniskiem dodaliśmy odrobinę podpuszczki – enzymu trawiennego pochodzącego z żołądka cielęcego.

Patryk z Dominikiem uczą się serowarstwa

Po dokładnym wymieszaniu, odstawiliśmy przykryty saganek czekając, aż podpuszczka zadziała i wytworzy się skrzep, a następnie od mleka oddzieli się serwatka. Ten dosyć czasochłonny proces nie wymagał naszej absolutnej uwagi, więc w międzyczasie oddawaliśmy się kolejnym zabawom na świeżym powietrzu. Było wylegiwanie się w miękkiej, zielonej trawie, było wspólne muzykowanie, było wreszcie puszczanie kolorowego latawca. Zdążyliśmy także zjeść pyszny obiad i solidnie odpocząć po dniu pełnym wrażeń, zanim przystąpiliśmy do kolejnego etapu wytwarzania sera. Oddzieliliśmy serwatkę od skrzepu, przelewając całość przez pończochę – taki ukłon pani prowadzącej w stronę wszystkich, chcących wytwarzać ser własnym sumptem w domu. Teraz trzeba było ser jeszcze odcisnąć. Na to jednak nie mieliśmy już czasu, bo nim się obejrzeliśmy, nasz czas w gospodarstwie dobiegł końca. Po wstępnym sprasowaniu masy serowej w drewnianej prasce do sera, nasz przyszły ser został przekazany na ręce p. Moniki Kurek wraz z instrukcją dalszej obsługi. Jak jej poszło zobaczymy już 3 czerwca, podczas pikniku rodzinnego :)

Zadowoleni uczestnicy wycieczki

ab.